Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jak tu jest wszystko przemyślane i poukładane, od tytułu przez scenerię, niezwykłe charaktery postaci, aż do finału. Każda z osób, która się pojawia jest historią samą w sobie. Ciężary jakie dźwigają mogą przytłoczyć i wpędzić w depresję ale ja lubię takie klimaty. Każdy najdrobniejszy szczegół ma znaczenie, przewijające się od czasu do czasu narzędzia do zbliżającego się świniobicia czy ostatnia scena ze zdjęciem u babci. Mistrzostwo.
I to wszystko dzieje się w siarczyste grudniowe mrozy kiedy za oknem kręci się Kulawy. Po „Zamkniętych drzwiach” spodziewałem się dobrej lektury ale „Świniobicie” przerosło moje oczekiwania.